- Fairy Tail PBF http://www.fairy-tail-pbf.pun.pl/index.php - ♦ Sabertooth http://www.fairy-tail-pbf.pun.pl/viewforum.php?id=167 - Meischer Melchsee http://www.fairy-tail-pbf.pun.pl/viewtopic.php?id=1157 |
Meischer Melchsee - 2015-10-25 08:35:03 |
Imię:
Nazwisko:
Data urodzenia:
~Wiek: Diabeł istnieje tak długo, jak istnieje Bóg. To nasienie zasiał jednak dwadzieścia jeden lat temu. Pochodzenie:
Ekwipunek:
Poziom:
Rasa:
Reputacja:
Gildia:
~Znak: Umieszczony został na lewej stronie miednicy i ma czarną barwę z turkusową obwódką. Wygląd:
Sposób ubierania się Meischera najlepiej okleić słowem niechlujny. Nie przywiązuje większej uwagi do tego, co nosi... dlatego często jego ciuchy są wygniecione, poplamione, czy dziurawe. Zdarza mu się do tego nosić jakieś ozdóbki na rękach czy coś takiego. Charakter:
Historia:
Drzwi do sali powoli uchyliły się. Ich głośne i przeciągłe skrzypienie odbijało się echem od jasnych ścian pomieszczenia. Wewnątrz pojawił się lekarz oraz kilka pielęgniarek, które miały asystować podczas zabiegu. Na samym środku znajdowała się już pacjentka na stole, odpowiednio przygotowana. Nasilające się skurcze zapowiadały, iż właśnie nadeszła ta chwila. Położnik grubym głosem kazał przygotować się obecnej kadrze do pracy. Stojący na zewnątrz mężczyzna słyszał jedynie stłumione krzyki kobiety, spowodowane bólem. Czekał z ogromną niecierpliwością. Dłonie zaciśnięte miał w pięści, a oczy utkwione w matowym szkle ozdabiającym drzwi. Poród trwał dobre cztery godziny, ale obeszło się bez jakichkolwiek komplikacji. Doktor uniósł go nieco w górę, dając delikatnego klapsa, dla sprawdzenia wydolności oddechowej. Już chwilę później jedynym słyszalnym dźwiękiem wewnątrz był płacz noworodka. Jedna z obecnych pielęgniarek wyszła z sali, kierując się w stronę taty malucha. - Gratulujemy panu zdrowego synka - powiedziała miłym tonem, wskazując palcem na wejście na znak, iż może on tam się udać. Nikt nie musiał go namawia. Ruszył jak oparzony, wbiegając do środka. Tam kobieta już trzymała na rękach swoje dziecko, przytulając je do siebie oraz ciężko oddychając ze zmęczenia. Nie było jednak tej dwójce ludzi dane cieszyć się z posiadanego dziecka zbyt długo. Z korytarza dochodził głośny stukot butów. Był to dźwięk kroków i to nie jednej osoby. Najwyraźniej jakaś grupa zbliżała się w stronę sali. Drzwi po raz drugi zaskrzypiały głośno, zwracając uwagę wszystkich wewnątrz. Kolejno wyłoniło się pięć postaci ubranych w długie, czarne płaszcze sięgające podłogi i przepasane plecionym sznurem. Ich twarzy nie było jednak widać, gdyż nałożone mieli duże kaptury. Lekarz natychmiast podszedł do nich. - Proszę opuścić salę, to jest szpit...! - powiedział zdenerwowany, lecz nim zdołał skończyć, jeden z nieznajomych wyciągnął dłoń w przód, a chwilę później błyskawica przeszyła głowę doktora, pozbawiając go życia od razu. Nie da się opisać szoku, jaki właśnie przeżyli będący wewnątrz ludzie. Krew na ścianie wywołała taki natłok emocji, iż żaden z nich nie mógł nawet wydusić z siebie słowa. Ciszę wreszcie przerwał głos mężczyzny, który spowodował to całe zamieszanie. Miał dosyć wysoki głos, co wskazywało na to, iż był w dosyć młodym wieku. - Kobieto, oddaj nam swe dziecko - mruknął dźwięcznie, spoglądając ciemnymi oczętami spod kaptura. Dopiero w tej chwili oboje rodziców obudzili się, odzyskali nieco panowania nad sobą. Nie zastanawiali się długo. - Nigdy! - odparli jednocześnie hardym i pewnym siebie tonem. Jednak tajemniczy obcy nie zamierzali odpuścić. - On jest jednym z nas. Oddacie go i to teraz. W tym momencie zakapturzeni mężczyźni otoczyli pozostałych. Nie dając nawet prawa głosu, użyli swoich zaklęć, którymi bardzo szybko zabili pielęgniarki oraz rodziców. Jedynym ocalałym pozostało dziecko, na którym to im właśnie zależało. Szybko zabrali je i udali się rzędem do wyjścia. Opuścili budynek. W ten sposób chłopiec został pozbawiony swojej rodziny, nim zdążył choćby zapamiętać wygląd ojca czy matki. Jak okazało się później, został on zabranych przez członków bezimiennej, podziemnej gildii szkolącej bezwzględnych magów, którzy mieliby stanowić armię doskonałą, zdolną podbić wszystkie duże miasta. Pierwszy rok spędził w specyficznym inkubatorze. Trening rozpoczął mając cztery lata. Wtedy to stał się jednym z wielu kandydatów do włączenia do armii. Każdy jego dzień był walką o przetrwanie. Rano zajmował się studiowaniem ludzkiej anatomii, aby znać doskonale wszelkie słabe punkty ludzkiego ciała. Następnie w południe przechodził ćwiczenia fizyczne, które polegały na walce z innymi dzieciakami, które również były tutaj trzymane. Wieczór to okres nauki stosowania magii oraz wypracowywania własnego typu zaklęć. Cały dzień pracy kończył się umieszczeniem w izolatce, w której spędzał noc. Stan osamotnienia oraz przemęczenie stopniowo doprowadzały go do stanu, gdy rozmawiał sam ze sobą, tracił samokontrolę, stawał się coraz bardziej porywczy i agresywny. Wciąż w uszach słyszał te same słowa, mówiące, że jest jedynie narzędziem do odbierania żyć, okazywanie uczuć to słabość. Gdy miał lat 12, władze zarządzające tajemniczą gildią dokonały selekcji, wybierając dziesięciu dzieciaków, którzy według nich posiadały największe predyspozycje. Tylko oni otrzymali własne imiona w miejsce kodów identyfikacyjnych. Nasz chłopaczyna od teraz miał zwać się Meischer Melchsee. Zarządcy zamierzali poddać tę dziesiątkę procesowi przemiany w Smoczych Zabójców drugiej generacji, czyli tzw. sztucznych Smoczych Zabójców. Zgromadzili odpowiednią liczbę kompatybilnych z ich magią lakrym, dla każdego z wybranych. Następnego dnia wszelkie ćwiczenia dla tej grupy zostały odwołane, bowiem mieli właśnie zostać udoskonaleni. Meischer, jak i pozostali, zostali zabrani do kilku sal, gdzie miały zostać przeprowadzone zabiegi wszczepienia lakrym. Dla bezpieczeństwa przywiązano chłopca do łóżka pasami. Krótko potem jeden z pracowników ośrodka przyniósł lakrymę, którą natychmiast zaczął wszczepiać. Ból towarzyszący temu był naprawdę trudny do zniesienia. Młodziak starał się jednak wytrzymać to spokojnie. Zacisnął zęby i pokornie wyczekiwał końca. Nastąpiły jednak pewne komplikacje. Pomimo zajścia już częściowej wymiany energii lakrymy i ciałem chłopaka, okazało się, że przeszczep został odrzucony. Dopiero w tym momencie Meischer dowiedział się, czym jest prawdziwe cierpienie. Magia wypływająca z przedmiotu była tak silna, iż całkowicie paraliżowała jego ciało. Jego włosy nabrały ciemnoniebieskiej barwy, a białka oczu pokryły się kolorem węgla. Ledwie uszedł z życiem, chociaż zyskał niewielką ilość magii. Od tego czasu był jednak traktowany dużo gorzej. Pomimo ogromnego potencjału, uznano go za zbyt słabego, aby być w stanie zostać Smoczym Zabójcą. Wtedy również dokonał decyzji. Pewnego dnia, siedząc w izolatce, zaczął wprowadzać swój mały plan w życie. Używając kilku swoich marionetek, bardzo łatwo wyważył stalową przeszkodę. Następnie postanowił skorzystać z planów budynku, aby poznać cały jego układ. Wszystko wydawało się w tym momencie bardzo proste, udał się do miejsc, gdzie znajdowały się kolumny podtrzymujące konstrukcję. Kolejno osłabiał je, powodując pękanie i niszczenie. Ostatnią zniszczył całkowicie, co spowodowało efekt podobny do domina. Kolejne sektory budynku zaczynały zapadać się pod ciężarem warstwy gleby. Sam zdążył się stamtąd wydostać, zabierając ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Żywcem pogrzebał pod tonami gruzu cały zarząd, członków gildii, ale także dzieciaki podobne do niego. Właśnie teraz sam będzie stanowił o swoim losie. Pierwsze co zrobił, to zmiana swoich personaliów. Sam nadał sobie imię Shion i tak o sobie od teraz mówił. Wyruszył w podróż, aby odnaleźć ludzi, którzy postanowią połączyć z nim siły. Od teraz jedyne czego chce, to stworzenie najpotężniejszej gildii, jaka kiedykolwiek pojawiła się w świecie magów. Magia główna:
~Zaklęcia: Magia poboczna:
Umiejętności: Zręczność:
~Predyspozycja: Szybkie ciosy, Walka bronią białą Witalność:
~Predyspozycja: Wytrzymałość Koncentracja:
~Predyspozycja: Siła duszy Szybkość:
~Predyspozycja: Przyspieszenie Caster:
~Dodatkowe ME: 13'000 Magiczna energia:
Wady i zalety:
|